poniedziałek, sierpnia 17, 2009

...14.08.2009. LAMB...


w Palladium zadziała się magia i spełniło się jedno z moich marzeń...usłyszeć LAMB na żywo...słowa nie wystarczą, żeby opisać, jak było magicznie... przez pierwsze dwie piosenki nie mogłam opanować emocji...miałam gęsią skórkę i troszkę kap kap też było...zagrali we troje - Lou Rhodes, Andy Barlow i kontrabasista Jon Thorne, który niewątpliwie wzbogacił występ. Lou była taka, jaką ją sobie wyobrażałam - piękna, eteryczna, nieuchwytna, boso w pięknej długiej sukience. Zaskoczył mnie natomiast Andy - pod każdym względem - fizycznym też i to baaaaaaardzo na plus (wiedziałam, jak wygląda,ale na żywo to na żywo ;)natomiast jego energia, adhd na scenie, kontakt z publiką, urok małego chłopca i nieodparty czar podczas rozdawania autografów i raz jeszcze energia sprawiły, że się absolutnie zauroczyłam!
Zdjęcie jest tylko jedno, średniej jakości, zrobione starym dobrym poczciwym Gustawem ;) są głowy i nie jest wyraźnie, ale w tym koncercie absolutnie nie chodziło mi o zdjęcia.
było C U D O W N I E...

Brak komentarzy: